Nie jest to anty-western, ani western demaskatorski czy coś w tym stylu. Nie jest to też western klasyczny jaki znamy. To raczej western-dramat psychologiczny z nostalgią za odchodzącym "czasem Komanczów". Akcja zaczyna się w 1858 roku, Komancze są jeszcze silni i liczni i są realnym zagrożeniem dla białych. Nie jest to film w stylu Chucka Norrisa. Bohaterowie przeżywają śmierć bliskich, nie radzą sobie z uczuciami. Ciekawy, inny - można się rozczarować jeśli się oczekuje "łatwych" standardowych rozwiązań/zwrotów akcji - są niebanalne - jak w życiu. Jeżeli ktoś lubi historię Dzikiego Zachodu - polecam.