Zepsuta do szpiku kości bohaterka, szalony montaż, w tle nieubłaganie dudniąca gitara
basowa, Danny w koszulce Darkthrone'a, w dodatku Mayhem w tytule. To musiało być
dobre. No i jest, ale bez rewelacji. Konwencja paradokumentu sprawdziła się nieźle, czarny
humor dawkowany w odpowiednich ilościach, a aktorstwo bardzo dobre. Po pewnym czasie
jednak można stwierdzić iż historia nie jest zbytnio oryginalna, a akcja dąży do nikąd bo
zakończenie łatwo przewidzieć. Dzieło warte obejrzenia, ale wątpię bym zapamiętał z niego
więcej niż atuty wymienione na początku posta.