Największym atutem tego filmu są słowa i milczenie. Taki paradoks. Obejrzałem go dwa razy i za drugim razem starałem się ważyć każde słowo. Faktycznie końcówka trochę zbyt ckliwa, ale taki urok kina amerykańskiego: happy end musi być wszędzie. Ten film mógł się skończyć na słowach "Wiecie, zawsze możemy porozmawiać" i było by chyba lepiej dla konstrukcji fabuły, bo już słowa "cała przyjemność po mojej stronie" zupełnie tu nie pasują. Bo nie o przyjemność przecież tu chodzi i nie o to, "że miło było [kogoś] znowu zobaczyć". No może warto jeszcze wspomnieć o opowieści matki zabójcy. Ale to też warto było dodać przed zakończeniem. Jednak pewne niedopowiedzenie byłoby chyba lepszym zakończeniem. Ale rozumiem intencję Twórców.
No i tytuł. Ja bym nazwał go "Ofiara" - chyba bardziej pasuje do angielskiego "Mass". Albo "Oczyszczenie". Bo o tym ten film tak naprawdę opowiada, o początku życia. Życia po tragedii. Ale już nie życia tragedią.