Zaczyna się klasycznie samotna matka gdzieś na uboczu mieszka sobie i przygarnia nieznajomego mężczyznę. Ten pomaga jej w codziennych zajęciach z dziećmi ma dobry kontakt a sam jest niczego sobie poza tym że coś go dręczy a sumienie gryzie i nie daje spać. Potem zawitają do nich paskudni opryszkowie co wyjaśni nieco przyczyny złego samopoczucia i skrywane tajemnice bohatera. Ten zamiast odrazu odszczelić nieproszonych gości będzie się opierał temu rozwiązaniu gdyż skończył z tym raz na zawsze ale nie pozwoli też żeby krzywdę zrobili niewinnej rodzinie. Zaskoczył mnie pozytywnie gdyż będąc w klimacie westernu obyczajowego z ewangelicznym przesłaniem nie tracił na atrakcyjności a fabuła była ciekawie poprowadzona i rozwiązanie całej sytuacji przyzwoicie przedstawione. Zagrane tu role też były w porządku a poza tym zwraca uwage że w tamtym czasie zwykli mieszkańcy zachodu byli bogobojni a w miasteczkach procz saloon'u i cmentarza był też często kościół...