Film był naprawdę świetny, niestety z tego co widzę dużo ludzi po prostu go nie zrozumiało, sama Mia(aktorka grająca Hannę) przyznała, że scenariusz musiała przeczytać parę razy gdyż nie zrozumiała go od razu i powiedziała, że widzowie też pewnie będą musieli obejrzeć ten film parę razy żeby go zrozumieć.
Szczerze, to nie widzę czego można tu nie zrozumieć. Na początku zapowiada się ciekawie, ale po (przewidywalnym) "wielkim" plot twiście historia staje się jeszcze bardziej przewidywalna, głupiutka i prosta jak budowa cepa.
Zgadzam się całkowicie. Długo czekałam na ten film zaciekawiona specyficznym klimatem a la Shutter Iceland, jednak sam klimat nie wystarczył. Bardzo się rozczarowałam i ledwo wytrwałam do końca, bo film jest tak przewidywalny, że można odnieść wrażenie, że reżyser nie traktuje widzów jako osoby myślące. Wydawałoby się, że po filmie tak dobrze wyglądającym, nie będącym amerykańskim blockbusterem można spodziewać się czegoś więcej. Okazało się, że jednak nie. I nie chodzi o to, że ten film trzeba zobaczyć kilka razy, żeby go zrozumieć, w nim po prostu nie ma nic do zrozumienia, bo wszystko mamy podane na tacy wraz z ładnymi obrazkami, np. tego, że coś jest w wodzie można się domyślić po kilku minutach. To nie jest Donnie Darko, czy Mullholand Drive, gdzie ponowne oglądanie może coś wnieść do odbioru filmu.
Podpisuję się pod tym rękami i nogami. Zgadzam się w 100 %. Btw * shutter island :)
Film jest tak prosty, że aż człowiek zaczyna zastanawiać się czy aby wszystko dobrze zrozumiał. Zdjęcia i lokalizacja miejsca, w którym przeważa akcja na plus, ponieważ są ciekawe i intrygujące, natomiast cała zagadka in minus. Kiepska tajemnica w intrygującym opakowaniu, mi się średnio podobało. Wyspa Tajemnic może być dla tej opowieści niedoścignionym wzorem.
Z całym szacunkiem dla aktorki (która swoją drogą odwaliła kawał świetnej roboty), po 20 minutach było jasne o co chodzi w tym filmie. Tam nie ma żadnej głębi i ukrytego znaczenia.
Tru. Film może się podobać, ale tylko jeśli da się pochłonąć specyficznemu klimatowi i świetnym zdjęciom. Fabuła to sporo dziur w logice + żałosny główny twist.
Szczerze powiem, właśnie to mnie boli najbardziej. Pod tą warstwą klisz i pseudo-naukowego, nawet jak na filmowe standardy nielogicznego, bełkotu nieśmiało schował się dobry film. Nawet nie trzeba by się było specjalnie męczyć żeby go poprawić.
Mam pytanie pomijając czy film logiczny, do przewidzenia itp.Napisano, że to horror. Czy film straszy?
Nie jest to horror, wogole nie straszy. Powinien zostać sklasyfikowany jako mystery thriller
horrory to nie tylko nieszczęsne jump scares (które i tu się znajdą), ale atmosfera, klimat, no, a poza tym były tu przerażające sceny jak ta z dentystą...uuuooghh.
Czasy się zmieniły i ten gatunek filmowy również. Dzisiejsze horrory znacznie odbiegają od swojego pierwowzoru, zwłaszcza te Amerykańskie. W moim odczuciu "A Cure for Wellness" jest właśnie w klimacie klasycznego kina grozy i mam nadzieję, że powstanie więcej takich filmów, zwłaszcza z tak dobrą obsadą.
Dla osób bardzo wrażliwych ten film może być ciężki, jest parę drastycznych scen. Jednak ogólnie da się wytrzymać.
Nie no szukam dla dobrego horroru i mialem nadzieję, ze znalazłem. Nie chodzi o drastyczność ale o strach, podenerwowanie, niepewność...
Ja byłem zajebiście poddenerwowany przez cały czas, a miejscami nawet zniesmaczony. + tak samo jak we wszystkich horrorach które widziałem był całkiem przewidywalny, więc jak dla mnie klasyfikacja wyjątkowo ok
Dla niektórych jest to drastyczne (nie jest to jakieś mega mocne ale jednak niektórych mogłoby to mocne), a że padło takie pytanie i myślałem, że nie oglądałeś/oglądałaś filmu to podałem :)
Oglądałam bardzo uważnie oglądałam ;) Dzięki za podpowiedz sceny, no dla mnie nie było jednak tam nic specjalnie drastycznego stąd pytanie.
Gastrosonda z węgorzo-pijawkami też była drastyczna. I cgi-starzy ludzie, dla mnie na przykład takie sceny są mocne, wcale nie musi na ekranie być srania w trakcie gwałtu na płonących, rozerwanych trzewiach
Właśnie jeżeli chodzi o mnie, nie zrozumiałam tego filmu, ale nie klasyfikuję go do "słabych", bo nie mogę go ocenić nie wiedząc o co tam chodziło, cały czas czekam aż na filmwebie ktoś mi to opisze :D
Ja zrozumialem to tak, ze dyrektor byl baronem, witaminy to "esencja zycia" utrzymujaca go i jego corke Hannah w mlodosci, zas woda ktora pili pacjenci miala w sobie wielkie "kijanki" ktore w jakis sposob robily z nich naczynia, z ktorych wytracane byly wczesniej wspomniane witaminy jednoczesnie robiac im "pranie mozgu" z odwodnienia i niedoboru substancji, ktore byly wytracane, co bylo powodem ich podumierania. Reasumujac wydawalo im sie ze czuja sie lepiej bo przestawali racjonalnie myslec.
Glowny bohater domyslil sie ze cos jest w wodzie, zaczal weszyc udajac oblakanego. Wszystkie sytuacje kiedy mial zwidy byly podczas okresu, w ktorym pil wode, pozniej gdy przestal zaczal wszystko skladac do kupy.
Dokładnie, ludzie byli swoistym filtrem, dzięki którym "lekarstwo" dawało podobny efekt jak u wspomnianych w filmie węgorzy - wielokrotnie wydłużały życie. Bez "przefiltrowania" ludziom szkodziły. Tu nie ma co rozumieć, bo nie ma nic ukrytego, uważne oglądanie wystarczy:)
Bardzo dobry film, poza samą końcówką, na której widzowie w kinie po prostu zaczęli się śmiać (scena z rurką w ustach głównego bohatera, w której płyną pijawki).
Dokładnie, film fabularnie proty jak przysłowiowa budowa cepa. Nie wiem, kto mógłby tego nie zrozumieć, skoro wszystko jest jak na dłoni. Za to zdjęcia ujmujące.
Dawno nie ogladałam tak dobrego,ciekawego filmu. Dawno. To co teraz wymyslają czasem wola o pomste,dosłownie. Ale ludzie bedą krytykować. A wynikac moze to z wielu powodów - w tym wlasnie niezrozumienia.