Recenzja filmu

Wszystko wszędzie naraz (2022)
Dan Kwan
Daniel Scheinert
Michelle Yeoh
Stephanie Hsu

W Multiwersum Wielkiego Bajgla

Daniels budują porywająco odjechaną alegorię życia, hiperbolizując po prostu na swój dziwny sposób wszystko to, co siedzi w naszych popapranych głowach. W końcu każdy z nas ma czasem zabiegany
O tym jak duet Daniel Kwan & Daniel Scheinert pozostawili mnie w ogromnym zachwycie po seansie ich pierwszego wspólnego projektu, "Człowieka-scyzoryka", pamiętam do dziś. I kiedy zobaczyłem pierwsze zapowiedzi szalonej produkcji podpisanej ich nazwiskami, od razu wiedziałem, że doczekamy się kolejnego niebagatelnego filmu, który będzie w stanie przebić nawet mój stan zachwytu po pierdzącym Danielu Radcliffie.

Na 25 marca tego roku początkowo datowana była premiera kolejnego filmu ze stajni Marvela, "Doktor Strange w multiwersum szaleństwa". Jak wiemy, ta produkcja z powodów przesunięć trafi do kin dopiero w maju, ale niektórzy szczęściarze (w tym ja) obejrzeli 25 marca inny, lepszy film poruszający zbliżony temat wieloświata. Tak, już teraz mogę przyjmować zakłady o to, że Marvel nie zafunduje nam nawet w połowie tak zwariowanego i cudownie abstrakcyjnego przeglądu swego multiwersum jak "Wszystko wszędzie naraz". Gdyż nowy obraz duetu Daniels przedstawia koncepty tak odjechane i oderwane od wszystkiego, co do tej pory widzieliśmy w kinie, że głowa mała. Skala pomysłów oraz niezwykłej fantazji tych cudownych twórców nie ma tutaj końca. Nie zamierzam spoilerować, bo najlepiej zobaczyć to wszystko samemu i doznać efektu kompletnego zaskoczenia, ale tu jest tyle scen czy też motywów, które nie wyjdą z mojej głowy przez następne miesiące, że aż trudno mi w to uwierzyć.

W filmie śledzimy losy Evelyn Wang, współwłaścicielki pralni samoobsługowej, której życie wywraca się całkowicie do góry nogami, gdy nagle dowiaduje się o istnieniu multiwersum oraz jej roli w powstrzymaniu nadciągającego zła, zagrażającego całemu wieloświatowi. Uzbrojona w niezwykłą technologię, wyrusza w podróż, która zmusi ją do przedefiniowania wielu aspektów swego życia i odbudowania podniszczonych więzi rodzinnych.

"Wszystko wszędzie naraz" to zdecydowanie jeden z najbardziej oryginalnych i pomysłowych filmów ostatnich lat. Twórcy wykorzystali fakt, że tego typu koncept obecnie szybko rozprzestrzenia się w popkulturze i przedstawili własną wersję wieloświata, która swą nietuzinkowość przebija wszelkie zwariowane pomysły Marvela czy DC. Trudno stworzyć tak porypany, ale jednocześnie poruszający i pociągający fabularnie film. Podczas seansu będziemy się śmiać do rozpuku, łapać za głowę ze zdumienia, wzruszać, jak również obgryzać w napięciu paznokcie. Jako że stykamy się tu ze spotkaniem wielu różnych uniwersów, sam film to również niezwykły mariaż gatunkowy, w którym możemy spodziewać się wszystkiego. Zaś szczególnie powinien ucieszyć fanów kina kopanego (do których właśnie się zaliczam). W końcu legendarna Michelle Yeoh nie jest tu z przypadku. Film aż pulsuje pięknymi scenami walki, które przywołują nam od razu na myśl najlepsze tytuły z gatunku wuxia czy karate. Choreografia prezentuje się fascynująco, a tych scen oddanych samej walce jest wyjątkowo dużo, dlatego też jest czym się tu rozsmakowywać.

Ogromną siłą produkcji jest również cała obsada. Szczerze przyznam, że oprócz Michelle Yeoh (która jest tu nieziemsko kapitalna) i Jamie Lee Curtis reszta nazwisk niewiele mi mówi, ale mimo to każda z głównych postaci ma tu chwilę dla siebie i zawsze godnie ją wykorzystuje. Daniels są prawdziwymi mistrzami w pisaniu dialogów, co uwidaczniają na każdym kroku. Olśniewająca zabawa konwencją i niejednokrotne puszczanie oka w stronę widzów, którzy wychowywali się na "Matrixie" czy podobnych produkcjach. Ponadto to jak ten film wygląda od strony wizualnej to klękajcie narody – co tylko udowadnia, że wcale nie potrzeba milionowych budżetów oraz wszędobylskiego CGI, by stworzyć tak autorskie i bawiące się przeróżnymi wizualnymi technikaliami dzieło z najwyższej półki.

Mam świadomość, że dla niektórych skala absurdu w tym filmie to po prostu przygniecie. Jednak trzeba też zauważyć, że podobnie jak we wcześniejszej produkcji tego duetu, tak naprawdę, pod tą całą wydawałoby się niedorzecznością kryje się coś więcej, prawdziwa puenta. Daniels budują porywająco odjechaną alegorię życia, hiperbolizując po prostu na swój dziwny sposób wszystko to, co siedzi w naszych popapranych głowach. W końcu każdy z nas ma czasem zabiegany dzień i poziom szaleństwa, do jakiego potrafi wtedy dochodzić w naszym umyśle, może w rezultacie być blisko temu, co oglądamy na ekranie.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Trochę wstyd się do tego przyznawać, ale w 2022 roku nie byłem częstym bywalcem kin. Owszem, nie mogłem... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones